Dziś mija czwarty dzień strajku personelu pokładowego easyJet, który oskarża firmę o "niepewność i dyskryminację" pracowników w porównaniu z pracownikami z innych krajów.

"Podobnie jak w innych dniach strajku, przestrzeganie zasad wynosi 100%. Loty zostały już wcześniej odwołane przez firmę w momencie naszego wcześniejszego powiadomienia o strajku i wprowadzeniu minimalnych usług", powiedział Lusa przewodniczący Krajowego Związku Personelu Lotniczego Lotnictwa Cywilnego(SNPVAC).

Według Ricardo Penarroias, w ten czwartek w Lizbonie i Porto wykonywane są tylko minimalne usługi.

"W Faro nie ma żadnych lotów, wszystkie loty zostały odwołane", dodał, stwierdzając, że nadal nie ma informacji na temat liczby odwołanych lotów w ten czwartek.

Według prezesa SNPVAC, firma założyła, że wpływ strajku wyniesie 100% i dlatego odwołała loty z wyprzedzeniem.

"Jeśli chodzi o negocjacje, nadal jesteśmy w impasie. Firma przyjmuje postawę, której nie do końca rozumiemy. W obliczu zawiadomienia o strajku firma zdecydowała, że nie chce siedzieć z nami przy stole w okresie strajku" - powiedział.

11 maja w oświadczeniu SNPVAC stwierdził, że easyJet nadal uważa załogę portugalskich baz za "podrzędnych pracowników", utrwalając ich "niepewność i dyskryminację w stosunku do kolegów z innych krajów".

Według związku, "atmosfera napięcia i niezadowolenia oraz długi impas w rozwiązywaniu różnych sporów pracowniczych doprowadziły SNPVAC do ogłoszenia strajku" w dniach 26, 28 i 30 maja oraz 1 i 3 czerwca.

Podczas trzech dni strajków, które już miały miejsce, związek i przewoźnik przedstawili bardzo różne liczby, przy czym easyJet odniósł się do przyczepności 55%, 70% 60%, a struktura związkowa wskazała na 100%.

Strajk obejmuje "wszystkie loty wykonywane przez easyJet", a także "inne usługi, do których przydzieleni są członkowie personelu pokładowego", których "godziny prezentacji na terytorium kraju rozpoczynają się o 00:01 i kończą o 24:00 każdego dnia".